Ola in Big City

You only live once, but if you do it right, once is enough.

sobota, 28 lipca 2007

I love sushi!!!

Ja to nie wiem co zescie mi wszyscy naopowiadali o obrzydliwosci sushi i wyzszosci schabowego nad surowa ryba zawinieta w ryz. Otoz mialam szanse i przyjemnosc zjesc, po raz pierwszy w moim krotkim zyciu, prawdziwe pyszne sushi, ktore wygladalo tak:

i bylo tak pyszne ze gdybym tylko mogla jadlabym sushi codzienie do konca zycia!!! A do tego jeszcze gorace sake i po prostu zyc nie umierac! Pychote, niebo w gebie, moglabym sie nad tym tak rozwodzic... ;]

Dlatego uwaga do mojej sis: kochanie, powinnas sprobowac dobrego sushi to na stowe by ci posmakowalo:]
I do calej reszty: jedzcie sushi! ;]

środa, 18 lipca 2007

Niespodzianka!;]

Najwyzszy czas cos tu dopisac, cobyscie o mnie za bardzo jeszcze nie zapomnieli no i wiedzieli ze zyje, poki co.

Z najwazniejszych rzeczy, co mi do glowy wpadly to: UsA nie jest takie straszne... Mozna tu zyc i dobrze sie przy tym bawic. Jednak aby zapewnic sobie dobrobyt trzeba miec normalna prace, normnalna czyli niefizyczna. Z Gienkiem ustalilismy ze powinno to byc 6000 dolcow miesiecznie. Przy kosztach zycia w okolicach 2000 mozna w ten sposob calkiem przyjemnie spedzac czas;] Wbrew pozorom 6000 miesiecznie to nie jest tak duzo. Podstawowym warunkiem jednak jest miec glowe na karku i wyksztalcenie. Wyzsze wyksztalcenie nie jest tu tak popularne jak w Polsce, co jednak wcale nie oznacza ze trudniejsze do zdobycia:P Najciekawsze jest jednak milion opcji na ktore mozna potem wydawac kase. Downtown az tetni mozliwosciami, a kazda z nich jest atrakcyjna. I wcale nie chodzi mi o kupowanie ubran:P tylko o mozliwosci spedzania czasu.
Mozna np. zrobic sobie rundke po restauracjach, niektore sa naprawde rewelacyjne, jedzenie...mmmm, a ceny nie takie straszne (w porownaniu do polski i przy zalozeniu ze zarabiamy 6000$), albo przeleciec sie na Floryde, do Meksyku, Los Angeles albo Vegas, zabrac dzieciaki do parku rozrywki, pojecha na narty do Colorado... na prawde tysiace opcji, kazda konkurencyjna i kazda atrakcyjna.
Ameryka tetni mozliwosciami jesli chodzi o rozrywke i wydawanie kasy, na kazdym kroku.

Gdybym zarabiala 6000$ moglabym tu zostac.

A poki co... wprawilam w ruch machine spelniajaca marzenia;]]] i najprawdopodobniej w polowie nastepnego tygodnia bede szczesliwa posiadaczka najpiekniejszego komputera na swiecie;P Ehh, glupia:P

poniedziałek, 9 lipca 2007

To byly chyba najsmutniejsze urodziny. A jezeli nie najsmutniejsze to na pewno inne.
Siedzac sama przy barze przeklinalam bogu ducha winna ameryke i los. Po co ja tu przyjechalam? Tesknota, zwlaszcza w takich chwilach, jest jak choroba zzerajaca cie od srodka.
A na dodatek jak prosze o moje ulubione martini z wodka to daja mi vodka martini, czyli wode wymieszania z wodka:( Masakra. CHce do domu!

Po jakims czasie do baru dosiadly sie dwie amerykanki. Kwiaty lezace kolo mnie staly sie dla nich pretekstem do rozmowy. Jedna z nich okazala sie byc polka, znaczy "polskiego pochodzenia" bo z polskosci nic w sobie nie miala oprocz tego ze potrafila powiedziec: 'piwo', 'na zdrowie' i 'jak sie masz'. Smiesznie.

Sytuacja odwrocila sie o 180 stopni po 40 min. Do baru wkroczyli znajomi z pracy, a zaraz potem Ula ze swita. Zrobilo sie jak w prawdziwe urodziny, nawet ten pub nie byl tak bardzo amerykanski. Co prawda drink baru, w ktorym od kilku ostatnich lat spedzialam ten dzien, w niczym on nie przypominal, ale juz nie bylam sama.

I tak w glowie mialam ludzi, bez ktorych ten dzien to nie to samo i mam nadzieje ze wy tez o mnie mysleliscie. dzieki wszystkim za pamiec;]

piątek, 6 lipca 2007

Chapter Four: Day Off

[Z dedykacja dla tych ktorzy z niecierpliwoscia czekaja na moje kolejne bazgroly]

Dzis mam wolne. Tak, czwartki to dni kiedy moge sie wyspac i cala oddac sie poznawaniu Ameryki;] Wyruszylam wiec na podboj USa, zaczynajac od Chicago, a konkretnie to od plazy:P i to rowerem.
Droga prosta, bo tu naprawde ciezko jest sie zgubic (mi sie przydarzylo to tylko 2 razy:]). Przez 1,5h jechalam caly czas jedna ulica, minelam polska dzielnice, koreanska, chyba tez jakas quasi meksykanska az dojechalam do Lake Shore. 80 stopni F (nie wiem jak to sie na celsjusze przelicza ale to chyba kolo 30). Cel: nabrac brazowosci. Cel nie do konca zrealizowany, ale za to bola mnie wszystkie miesnie:P

Tu jest o tyle fajnie, ze rowery maja specjalne wyznaczone tory na prawie wszystkich ulicach, wiec jest calkiem bezpiecznie. Pisze 'calkiem' bo dopuszczalny poziom alkoholu we krwi w Illinois to 0,8 promila, czyli 4 razy wiecej niz u nas. Oznacza to mniej wiecej tyle ze jazda po pijaku nie jest tu prawie nikomu obca;]]] Dlatego czasem trzeba uwazac.

Ale wrocilam cala i zdrowa i siadam przed tv ogladac Lost, bo mnie skurczybyk wciaga. Dodam jeszcze ze wybrzeze jest sliczne. Jak sie stoi na brzegu to wydaje sie ze Michigan to morze a nie jezioro, kupa jachtow, skuterow i takich fajnych rzeczy. A niebo...eh... niebieskie, bez zadnej chmurki...slicznie.

czwartek, 5 lipca 2007

Independence Day

Coprawda dopiero mamy 6 p.m. i caly show jeszcze przede mna, ale warte wzmianki jest to co sie tu dzieje. Tym bardziej ze na zadne fajerwerki sie nie wybieram bo padam ze zmeczenia i wole sie wyspac;] ale wczoraj moglam odczuc namiastke 4th of July.

Przede wszystkim na dzis byly zapowiadane burze. Zaden Amerykanin nie moze sobie tego wyobrazic bo wtedy cala kasa wydana na fajerwerki poszla by ... do kosza;] Jak narazie niebo jest bez skazy wiec wszyscy poki co moga odetchnac z ulga - pokazy sztucznych ogni sie odbeda;]

W kazdym razie na wypadek gdyby dzis mialo nie wyjsc juz wczoraj w downtown rozpoczely sie pokazy. Dzielna reporterka Ola F tez tam byla;] Jak milion innych mieszkancow tego miasta. Ludu tyle ze sie w glowie nie miesci, nawet jak papiez przyjezdzal do Polski to tyle ludzi sie nie zbieralo co tu na fajerwerki:


Ale jak dla mnie to bez szalu to bylo. Mam nadzieje ze dzis dadza popis. Bo przyznam szczerze ze w Wawie na koncercie Lu Begi bylo duzo duzo bardziej widowiskowo jesli chodzi o fajerwerki.


Za to wszyscy maja dzis wolne, no prawie wszyscy bo ja pracowalam:P ale poniewaz ktos musi pracowac zeby inny mogl odpoczywac to mialysmy dzisiaj niezly zapierdziel - wszyscy maja wreszcie czas wyjsc sobie z rodzinka na lunch, najlepiej do rastauracji na Roscoe;] A poniewaz w downtown w nocy troche zabawilam i spalam powiedzmy ze niedlugo to, jak wspomnialam wyzej, padam na twarz i ide spac;]

p.s.
na stacjach benzynowych i pewnie we wszystkich sklepach, ktore mialy dzis okazje byc otwarte, przy okazji zakupow kazdy dostaje znaczek z flaga amerykanska do przypiecia na koszulke. szau pau:]

niedziela, 1 lipca 2007

sobota w nocy

co tu pisac? wiele nie trzeba...
jestem zdegustowana tutejszymi ludzmi, obyczajami i mentalnoscia
i naprawde poczulam tu jak bardzo kocham Polske
a tyle jeszcze czasu pozostalo do powrotu:(

(alez to patetycznie brzmi..:P)
Locations of visitors to this page