Ola in Big City

You only live once, but if you do it right, once is enough.

piątek, 29 czerwca 2007

I'm the king of the world!

Jestem w stanie uwierzyc jak sie czul Dicaprio z Winslet na dziobie titanica. Co prawda nie probowalam jeszcze plywac na niezatapialnych statkach, ale spedzilam wieczor na szczycie wiezowca sasiadujacego z Sears Tower (czyli najwyzszego wiezowca w chicago i drugiego na swiecie). Widok byl oszolamiajacy.


Na tym zdjeciu niewiele widac, jedynie setki swiatelek, jak sie dobrze przyjrzec, ale to jest wlasnie to. Setki punkcikow az do nieba, tak jakby wszedzie pracowali mlodzi konsultanci i nikt nie spal:] Ewentualnie mozna jeszcze zalozyc ze to firmy sprzatajace siedza po polnocy w olbrzymich wiezowcach, ale smie powatpiewac:P

No ale przeciez ktos musi palic swiatlo w nocy bo inaczej, gdyby wszyscy poszli spac, to chicago straciloby swoj urok i zostalby juz tylko sam beton...

środa, 27 czerwca 2007

Deszcze niespokojne

Jak juz wspomnialam w USa wszystko jest wieksze. Nawet deszcze i burze.

W ciagu 3 sekund staje przed toba sciana deszczu, a na ulicy wody po kolana.
W ciagu nastepnych 20 min masz zalana piwnice a samochody plywaja, zwlaszcza pod mostami. Kolejne 10 min i juz wiesz ze nie dojedziesz do domu za chiny.

Ale po jakims czasie woda splywa do kanalizacji a wszycy wyciagaja swoje pompy i popuja wode z piwnicy. Przywykli do tego.
A wieczorem, kiedy ulice przesuszyly sie a ludzie uporali sie z woda, wszyscy znow wylegli z domow do restauracji, azeby zjesc obfita kolacje po ciezkim, wilgotnym i deszczowym dniu.

Kelnerka z mojej pracy miala cale mieszkanie zalane i zamiast przyjsc do pracy walczyla z zywiolem.
Dzieki temu po raz pierwszy zaliczylam ponad polowe doby pracujacej, jak to sie zwykle robi w tym kraju z ex-american dream.

wtorek, 26 czerwca 2007

Bar Chicago

Kolejny szok kulturowy...

Wchodze do klubu, w ktorym Amerykanie maja zwyczaj sie bawic. Popularny klub na Division Ave, ulicy pelnej klubow.
I udarza mnie, od samego wejscia jeden wielki syf i burdel. Stalam i sie gapilam, serio, jak na zjawisko przyrodnicze:
-wszedzie walaja sie miliony chusteczek papierowych
-kazdy jest pijany na maxa
-grube Amerykanki tancza na barze a kelner krzyczy tylko zeby nie tanczyly na boso
-co chwila sa konkursy w stylu Franka de Tanka (dla niewtajemniczonych: wlewanie sobie piwa do przelyku przez gruba rure:P)
-godzinna kolejka do lazienki!!!
-generalnie bydlo po godzinach:]




W pamiec zapadla mi dziewczyna (gruba Amerykanka) w atlasowej rozowej koszulce, podkreslajacej jej ksztalty, ktora wieszala sie na kazdym kolesiu ktory znalazl sie w zasiegu jej pulchnej dloni:P Absolutnie nic nie mam do grubosci:P pewnie sama sie nie zmieszcze w drzwiach samolotu jak bede wracala:P

A najgorsze bylo to, ze o 3;45 wszystkich wygonili, bo to najwyzszy czas na zamkniecie klubu, ehhh:(

Ale dobrze sie bawilam, tylko ze bardzo krotko. Znak, ze sie przyzwyczajam, albo lubie smakowac innych kultur:P

sobota, 23 czerwca 2007

Tak, tak...

pisze mniej ostatnio, co? Bo pracuje:P:P:P

Wreszcie znalazlam cos fajnego: Turquoise Restaurant. Na razie hostessuje, ale za to pyszne mam jedzenie i zajete wieczory...

I na podsumowanie dzisiejszego dnia od ostatniego klienta uslyszalam: You are very, very beautiful woman... Are you Polish or Russian? :P

Dziewczyny przyjezdzajdzie do Ameryki, tutaj Polki sa w cenie:P:P:P

Good night ladies and gentelmen:*

środa, 20 czerwca 2007

USA jest jak Coca-Cola...

...pelna sztucznosci.
Jesli nie powiesz 'Hi, how are you' zaraz powiedza ze jestes niegrzeczna i niewychowania. Ale jesli pytaja cie 'How are you?' to tak naprawde nic ich nie obchodzi co odpowiesz. Mozesz powiedziec ze wlasnie zawalil ci sie dom, masz AIDSa i przed sekunda zostalas postrzelona, a oni usmiechna sie i powiedza: 'Ok, that's fine. Have a nice day'.

Podejrzewam ze za kilka dni bede juz odporna na tutejsza sztucznosc i oblude ale toche mnie to wyprowadza z rownowagi.

wtorek, 19 czerwca 2007

Ola Mafiozo;P

Dzis zaliczylam dwie pierwsze prace.
Sklep i kawiarnia.

W sklepie dwie polskie i przeterminowane cizie udawaly mega amerykanki i darly sie na mnie i robily miny ze nie znam miliona cen golabkow, schabowych i surowek a poza tym ze nie umiem kroic miesa na krajalnicy. No nie ma co, polonia amerykanska robi szal. Ciezko jest mi zrozumiec, jak to moze tak byc ze jednak czlowiek czlowiekowi wilkiem. Powiedzialabym wiecej: Polak Polakowi w Chicago wilkiem.
Pracowalam 4h, narobilam sie jak glupek i uslyszalam, ze zadzwonia jak beda mnie potrzebowaly. Warty wspomnienia jest tekst "szefowej": chyba nie wyobrazasz sobie zeby glowna szefowa albo szefowa kuchni kroily mieso... Tylko ze szefowa i szefowa kuchni to caly stuff sklepu. Rewelacja:p Oczywiscie nie zaplacily mi.

Pojchalysmy wiec z Ula w poszukiwaniu pracy po kawiarniach, klubach i sklepach na Belmont. Wypelnilam kilka aplikacji, podzwonilam, pokrecilysmy sie i juz zrezygnowane mamy wracac do samochodu, kiedy z jakiejs obskurnej kawiarni jakis koles do nas wola zebysmy weszly. No to weszlysmy. A ja zostalam;]

Okazalo sie ze jest to wloska kawiarnia staruszkow:P Tylko ze wloska kawiarnia staruszkow mafiozow:P ktorzy trzepia w karty na zapleczu kase. A ja robie tam kawe:] Mam prace na weekendy. Polega na robieniu espresso, cappucino, usmiechaniu sie i zagadywaniu : How are you:P A Wlosi napieprzaja non stop w tym swoim wloskim.

Ale przynajmniej zaplacili:P

poniedziałek, 18 czerwca 2007

Polish Picnic

Polonia w Chicago stanowi dosc duzy odsetek. Polskie sklepy, polskie piwo (czesto ulubionym zamiast zywca jest okocim), polskie szkoly jezykowe itp. Jak sie nie zna angielskiego niekonieczne jest tu nawet rozmawianie po angielsku - wszystko mozna zalatwic wsrod swoich;]

No i jest tez coroczny piknik polonijny organizowany przez tutejsze Polskie Radio. Fajnowa okolica, zaraz pod granica z Wisconsin. Duuuuzo ludzi przyjechalo, mimo upalu i wypili duuuzo piwa, przez upal:P



Ale Polacy amerykanscy nie roznia sie za bardzo od Polakow mieszkajacych w Polsce:]



Gwiazda pikniku byl Borysewicz, ktory specjalnie na te okazje przyjechal z Polski, zeby dac popis przed Polakami na emigracji. No i dal:( I zostal wygwizdany. Nie zaspiewal sam ani jednej calej piosenki, przyjechal z jakims przydupasem, ktory spiewal za niego, a poza tym byl nacpany.

Dodatkowo, powiedzial ze nie zagra jesli nie dostanie za to wiecej kasy. I siedzial w limuzynie i czekal na gotowke:




W kasetce trzymanej przez ochroniarza sa pieniadze, duze pieniadze, z gory placone, za to aby borysewicz wysmial sie w twarz Polakom w Chicago i pokazal jak bardzo ma ich gdzies. Zenada.

A ja spedzilam piknik nalewajac piwo:] Bardzo bylo przyjemnie. Ustawilismy z Gienkiem stanowisko do nalewania, wystawilismy kubek na tipy i po kilku godzinach uzbieralo sie ponad 60 dolcow;] milo;] Panowie, ktorzy stali w kolejce smiali sie, ze pewnie jeszcze nigdy nie zaspokoilam tylu mezczyzn na raz;] No cush, piwo zawsze jest najbardziej pozadanym towarem (piwo, nie ja:P), zwlaszcza przy takiej temperaturze.

sobota, 16 czerwca 2007

Down Town Girl

Wstalam wczesnie rano, i tak nie moge spac przez ta zmiane czasu. I w miasto!
Piersze co udarza w twarz i zabiera oddech po wyjsciu z podziemnej kolejki w samo centrum chicago to sciany do nieba.


Beton, stal i szklo. Jak na filmach caly czas.
Ale kilka przecznic dalej zza drzew (tak, sa tu drzewa grant parku) wylania sie woda:
"

Niesomowite wrazenia, zwlaszcza w temperaturze 38 stopni!
Ucieklam wiec do Oceanarium. Zmarzlam:P Ale za to popisywaly sie przede mna delfiny i pingwiny. Kurcze, opowiadac mozna by caly dzien jak tu jest inaczej. Inne podejscie. Za rogiem slyszysz "How'r you doin'" i kazdy sie usmiecha i pomaga, jesli trzeba. W dodatku zawsze jestes "Very very welcome".

Wiecej w galerii

Zgadnij co to




Odpowiedz wkrotce;]

Dopisane 17.07: a wy to juz od razu myslicie ze to niewiadomo co:P a to swieza trawa... :]

piątek, 15 czerwca 2007

Pierwszy dzien w miescie olbrzymow

Tutaj wszystko jest wieksze: wieksze samochody, szersze drogi, wieksze napisy, wieksze swiatla, nawet butelki z mlekiem sa wieksze i wygladaja jak kanistry;]No i powszechnie wiadomo, ze Murzyni maja wieksze... no wiadomo:P
Jest mega goraco, ale podobno jeszcze nie jest tak strasznie... Efekt goracosci jest potegowany przez wszechobecny asfalt i beton, az nie da sie oddychac.

Ale za to ciuchy maja tu tanie;]]] to najwazniejsza rzecz! I jest element polskosci:




Prawie jak w domu;]]]

Polakow tutaj jednak znalezc mozna sporo. W sumie nie zamienilam dzis chyba slowa po angielsku a przeszlam cala miejscowosc Harwood Heights. Jutro jade do down town, pewnie bedzie lepiej.

czwartek, 14 czerwca 2007

Chicago American dream

Kurcze, tu jest jak na filmach amerykanskich. Myslalam ze filmy amerykanskie sa tak jak polskie - jedna wielska sciema. No i nie sa, jak sie okazalo. Przedmiescia... rowno przyciete trawniki w calej dzielnicy, dzieci graja w baseball, a w telewizji milion kanalow.

W samolocie strasznie duzo hindusow. Ten siedzacy obok mnie mieszka w chicago od 10 lat. Uwaza ze to najlepsze miejsce na swiecie: jest czysto i jest porzadek. Na codzien zajmuje sie konsultingiem GPS. Ma 26 lat. A poza tym, cala mieszanka ludzi, Polakow wcale nie jest tak duzo jak mowia.

Jestem juz pijana powietrzem i winem wiec mowie wam dobranoc, mimo ze w polsce jest juz rano.

wtorek, 12 czerwca 2007

Witamy na pokładzie

Ostatni dzień w pracy, ostatni egzamin. Ostatni dzień w Polsce.
Pożegnana i wyściskana Ola wybiera się na podbój świata;]

Meldunek 5;30 na lotnisku. Nigdy nie przyzwyczaje się do tak morderczo wczesnych godzin;P

Już się nie mogę doczekać.
Locations of visitors to this page