Jeśli ktoś jeszcze nie wie to w Sudanie panuje równouprawnienie. Takie, pełne dumy stwierdzenie usłyszałam od pana ministra z Ministry of Housing. Oczywiście każdy człowiek wie, że kobiety są silniejsze od mężczyzn. Dlatego w rządzie Sudanu Południowego 25% to kobiety. Ciekawe to bardzo ponieważ zdarza mi się owszem od czasu do czasu zobaczyć kobietę w ministerstwie, ale albo jako sprzątaczkę albo sekretarkę. No ale możemy uznać, że te 25% kobiet w swojej skromności po prosstu nie lubi się afiszować i są szarymi eminencjami. Powiedzmy... ;)
Przy innej rozmowie, ten sam pan oświadczył że ma TYLKO jedną żonę. A to dlatego, że zdecydował się na wzięcie ślubu w kościele. Tak więc przed katolikami afrykańskimi stoi zazwyczaj bardzo ciężki wybór: czy wziąć ślub jak nakazuje obrządek katolicki, czyli w kościele, przysięgając wierność do końca życia, czy może jednak darować sobie ten zabobonny zwyczaj i wziąć sobie trzy kobiety za żonę. Można nawet więcej, ale trzeba mieć na to pieniądze. Oczywiście to, że ma się trzy żony nie kłóci się z tym, że jest się katolikiem. W końcu nie wzięło się ślubu w kościele. A w zamian ma się kogoś od prania, od gotowania i od wychowywania dzieci... no i urozmaicenie w wieczornych zabawach;)))
Mimo wszystko niełatwe jest życie takiego afrykańskiego męża. Poza faktem, że musi wybierać, ma też ograniczone pole manewru na własnym podwórku! Pan B. wyznał, że bardzo chciałby coś od czasu do czasu ugotować swojej żonie (no z tym gotowaniem to trochę przesadziłam - chciałby od czasu do czasu zrobić jej herbatę). Ale to nie takie proste, bo gdyby jego matka zobaczyła, że on robi herbatę żonie, a żona odpoczywa, to nie dość że wygnałaby jego żonę to jeszcze pobiła syna. No i to tak idzie z pokolenia na pokolenie.
A ja lubię bardzo dostawać kawę do łóżka... :)
piątek, 6 marca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz