Ola in Big City

You only live once, but if you do it right, once is enough.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Biurowy gość




Taki mały gość zadomowił się pod kalkulatorem w naszym biurze w Gumbo:)

Pierwszą myślą było skąd kalkulator ma ogon, ale zaraz mi sie przypomniało, że mieszkam jednak nie na księżycu a w Sudanie, więc tego typu rzeczy póki co są raczej wykluczone.

Bardzo cichy i przyjemny gość, siedział cichutko i nikomu nie przeszkadzał w pracy:)

niedziela, 19 kwietnia 2009

Mokra mokrość

Żar z niba zamienił się na wodę z nieba. W Sudanie to chyba tak musi być: czarne albo białe, ze skrajności w skrajość. Pomijam fakt, że pochmurność wcale i ani odrobinę nie pasuje mi do tego miejsca.

Ale trzeba stawić czoło prawdzie: wielka woda nadchodzi i dała nam znać o swojej potędze wczoraj. Wielkiej wodzie towarzyszy jej kumpel - Szalony Wiart. Wiart (będę używała skrótu, bo podobno Szalony Wiatr woli jak się mówi o nim po prostu 'wiatr') wpadł do nas wczoraj razem z wodą i zalali nam camp. Podczas gdy woda zalewała namioty, biuro, ziemię i wszsytko co się rusza albo i nie rusza się wcale, wiart zerwał namioty razem z całą ich zawartością, łóżkami, szafami, wszystkimi sprzętami. Po prostu wyrwał je z podmokniętej ziemi.

Camp wyglądał jak pole po bitwie. Wszyscy odziali kaloszki i kurtki (!!!). Nawet skłoniłabym się ku stwierdzeniu, że nie było ciepło. Z resztą ciężko o ciepło jak się jest mega zmokniętym, wszędzie mokro, deszcz nie zostawił niczego co mogłoby chociaż sprawiać wrażenie suchości. I co ciekawe - klima też już nie jest aż tak potrzebna;)))

Jedynie pytanie kłębiące się w głowach - co będzie dalej jeśli pora deszczowa wita nas takim kataklizmem? No i ile wytrzymają te namioty? Czy w plan codziennych zajęć zaczniemy wpisywać wylewanie wody z namiotów i suszenie materacy?

No i druga sprawa - jakie jest prawdopodobieństwo, że w tym zawilgoconym świecie nie poumieramy na malarię, reumatyzm, zapalenia wszystkiego itp. Podejrzewam, że odpowiedzi przyjdą szybciej niż możnaby się spodziewać.

Plus jest taki, że po deszczu zawsze przychodzi słońce;))))

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

List od pracownika

Wszystko zachowane w formie oryginalnej,
Peter to nasz pracownik, jest pomocnikiem na budowie:

"Hullo Ola,
how are doing Over there? hope every thing is Okay. back to me, I will be true to God and say all is fine. But be Informed that I have deposited on your account JOY, PEACE, SUCCESS and LOVE, SO withdraw and share the deposited with friends as you celebrate this Easter season. Have a wonderful Easter. from Peter

And concerning the letter I promised you, I have been able to write today and explain because you asked me that even if lgive from the heart, but why? It's true to ask because giving someone you have to base on something.
The reason to why Igive any thing to you is to express my gratefulness to you for employing me. So what I have done is not even worthy to be compared to what you did for me by recruiting me on 26th Jan. In this case I request you not to be offended or ask yourself questions as to why I do it, for it's all out of love and remember love gives.

And the other thing that I would like to request again from you, is that you accept to be my friend - but not a girlfriend - only a friend.
I will be gratefull and happy if my request is regarded with favour.

Read
Relax
Remember to
Reply

Thanks"

A ja tylko zapytalam go raz dlaczego po wypłacie przynosi mi napoje... ;P

niedziela, 12 kwietnia 2009

Skorpion

Takiego oto osobnika znalazłam w swoich skarpetach, które leżały sobie w misce czekając na upranie.
Pora deszczowa niesie ze sobą dużo wyzwań, zwłaszcza jeśli chodzi o wytrzymałość psychiczną...

Święta w innej galaktyce

Jedyną oznaką świąt na naszym campie jest błąkający się baran, które co jakiś czas sobie pobeczy. Nie wie biedactwo, że dziś wieczorem niestety zostanie zjedzony. A jest taki słodki, czarno biały i jak chodzi to macha główką:)))) No i dostał imię Mietek, co sprawia, że jeszcze trudniej będzie go potem zjeść. Jak można zjeść Mietka??? No przecież nie można. Więc pozostanę dziś przy jajkach...

Poza tym to już trzeci dzień wolnego. Jakie to piękne uczucie budzić się później i nie musieć nic robić, spieszyć się i denerwować:) Smutne jest jednak to, że to już przedostatni wolny dzień więc trzeba się śpieszyć z lenistwem, żeby nadrobić następne kilka miesięcy...

W międzyczasie zaczęła się pora deszczowa. Drogi są prawie nieprzejezdne. Kalosze wreszcie na coś się przydają i nie trzeba włączać klimatyzacji na noc. Deszcz walący o topik namiotu sprawia że lenistwo jest jeszcze bardziej leniwe, a spokój jeszcze bardziej spokojny.

W tym roku właśnie takie będą święta. Nie obżarstwo i oglądanie telewizji, w której puszczają filmy te same co rok temu. A potem zmuszanie członków rodziny do wyjscia na spacer, żeby zrobić miejsce w brzuchu na kolejną porcję świątecznych potraw. Tym razem na śniadanie była kanapka z serkiem topionym i keczupem, ale śniadanie nie o 7 tylko po 9:)))

Śmiesznie, święta tracą swoje świąteczne znaczenie. Są jedynie przerwą w pracy w momencie kiedy nie ma się wokół bliskich, a tylko deszcz i piasek. Są jednak przyjemną odmianą w afrykańskiej codzienności.

środa, 8 kwietnia 2009

Zaufanie po afrykańsku

O miejscu, w którym obecnie przebywam można powiedzieć wiele rzeczy, i dobrych i złych. Niektórzy z moich towarzyszy zsyłki skłoniliby się raczej ku tym negatywnym aspektom. Jednak ponieważ Ola we wszystkim stara się zobaczyć dobro, to bardzo stara się też zobaczyć piękno w Jubie. Idzie jej różnie, w zależności od nastroju i ilości przepracowanych nadgodzin;)

Jest jednak jedna rzecz, która jest tu dla mnie wręcz przerażająca i bardzo utrudnia moją duchową egzystencję i komfort psychiczny. Podejrzewam, że nie jest to jedyne miejsce w Afryce, gdzie występuje to zjawisko. Śmiem nawet sądzić, że jest ono dość powszechne na tym kontynencie, ale żeby tezę rozwinąć muszę więcej zobaczyć.

Uderza mnie tu zupełne inne podejście do zaufania. Biały człowiek, którym chcąc nie chcąc jestem (niektórzy by zaprzeczyli mówiąc że jestem białą kobietą, ale zostańmy przy człowieku), ma bowiem wielki problem z zaufaniem. Polega to na tym, że bardzo często dając wyraz zaufania człowiekowi o ciemniejszym kolorze skóry, można się bardzo na tym przejechać. Kończy się to na przewrażliwieniu i zbytnim posiadaniu oczu dookoła głowy (że aż można nabawić się zeza:P).

Fizyczni pracownicy na naszej budowie są w zdecydowanej większości czarni. A ja dbam o to, żeby za swoją pracę dostali kasę tudzież inne dodatki. Niby jestem po tej dobrej stronie, w końcu im płacę i wysłuchuję. Tak naprawdę jednak w mojej głowie zrodziło się wrażenie bycia po drugiej stronie barykady. Biały człowiek, naiwny (tak teraz skłonność do zaufania innym zaczęłam nazywać naiwnością), jest po to, żeby potraktować go jak bankomat i najlepiej jeszcze skopać (jak jest ciemno) i uciec.

Litość nad Afryką, jaką prezentuje Europa, tutaj przekształca się w bardzo cwane sposoby jej wykorzystania. Do perfekcji opanowane zostały przez tutejszych historie o chorobach, zarazach i śmierciach, które w otoczeniu europejskim by mnie wzruszyły, zwłaszcza jeśli są opowiadane przez współpracownika, towarzysza niedoli na tym księżycu ziemskim. Jakże przykry jest fakt, że to wszystko, w dużej większości, to żerowanie na wrażliwości białych, już nie wspominając o białych kobietach.

Wniosek płynie z tego bardzo smutny, a nawet kilka wniosków. Druga strona barykady nie pozwala do końca poznać tego świata. Kolor skóry zdradza na każdym kroku i nie bardzo jest się gdzie ukryć. Pozostaje enklawa białych lub pseudo-białych albo biało-czarnych. Enklawa ta, mimo jakiejś tam swojej atrakcyjności, jest jednak przeniesieniem wszystkich przywar życia po tamtej stronie kuli ziemskiej, plus przesiąka biznesem i pieniędzmi.

Próba przebicia się na drugą stronę kończy się jednak rozczarowaniem i uciszaniem swojej wrażliwości. Do momentu, w którym historie o wojnie, biedzie i śmierci zaczną rozśmieszać zamiast smucić ;( A z tyłu głowy coraz częściej gnieździ się pytanie: kolejny naciągacz? kolejna bzdura? a jak jest naprawdę?

.
Locations of visitors to this page