Ola in Big City

You only live once, but if you do it right, once is enough.

czwartek, 23 lipca 2009

Kazdy ma takie chwile

Będąc tu pół roku (dziś mija moja półrocznica jezuuu) mogę spokojnie obserwować osoby przyjezdzające tu po mnie. A jest takich kilka.

I tak charakterystyczną cechą pobytu tutaj jest to, że przychodzi moment kiedy jedna kropla przelewa czarę bezsilności wobec otaczającego świata. Moment taki przychodzi w różnych etapach pobytu w Jubie. Bardziej wytrzymali spotykają się z nim po pół roku, mniej po 3 miesiącach, najmniej wyjeżdzają niedługo po przyjezdzie.

Jest też druga strona medalu, po której nie chodzi o wytrzymałość, tylko o stopien zaangażowania. Im większy, tysz szybciej ostatnia kropla wskakuje do czary besilności.

Mi zabrakło sił po 3 dniach urlopu, które były tylko namiastką odpoczynku.

Dziś patrząc na opisy na skype myślę, że przyszedł także moment na naszego kolejnego kolegę. W tym przypadku zdecydowanie chodzi o zaangażowanie. Informacja obok jego imienia na skype mówi prosto i dobitnie: "KURWA". Takie małe słowo, ale rzeczywiście to miejsce może doprowadzić do Stanu Kurwa.

Pozdro Trawa;)



Na szczęście niedługo niedziela;)

niedziela, 19 lipca 2009

Uwaga! Ola za kółkiem!

Od 6 miesięcy mojego pobytu w Jubie męczę mocno towarzyszy niedoli coby nauczyli mnie jeździć i wtedy nie potrzebowałabym już kierowcy i byłby święty spokój. Jedynym, który z obietnicy do końca się wywiązał jest Trawa, zwany także Nielegalnym.

I tym magicznym sposobem Ola od niedzieli 12 lipca uczy się jeździć samochodem. Co prawda manualem pozwalają mi jeździć tylko po sajcie, ażeby populacja Juby drastycznie się nie zmniejszyła a mechanicy firmowi nie mieli za dużo pracy. Oli jednak dano kluczyki do czarnej toyoty Rav4 z automatyczną skrzynią biegów i pozwolono pojechać do Juby!!! Groziło to co prawda mandatem, no ale co tam - Kiwi powiedziała że zapłaci;PPP ewentualnie miała się schować a ja miałam zaprezentować jej prawo jazdy jako swoje osobiste. Fakt faktem Sudańczycy mają niemały problem z odróżnianiem od siebie białych kobiet.

i UWAGA UWAGA! Wszyscy przeżyli (!!!) Dojechaliśmy cali i zdrowi. Pokonałam drogę do banku i nikt nie dostał zawału serca. Coprawda może nie jechałam najszybciej na świecie (Kiwi stwierdziła, że już wie dlaczego czasami ludzie jadący przed nią jadą tak wolno...:), ale uznalalam, że najpierw nauczę się jak przeżyć jazdę samochodem a potem dopiero jak jechać szybciej.

W poniedziałek więc będę miała sudańskie prawo jazdy. Wymagania na sudańskie prawo jazdy: 100 dolców, zdjęcie i kopia paszportu plus ktoś kto potwierdzi, że osoba ubiegająca się o prawo jazdy potrafi jezdzic. Potwierdzał będzie Maurice, który jak usłyszał, że chcę prawo jazdy zaczął się głośno śmiać.

Ale ja im jeszcze pokażę... hehe;P

sobota, 18 lipca 2009

W Afryce panuje głód

Jest to prawda. Niezaprzeczalnie. Jak mamy każą jeść resztki obiadu, bo w Afryce dzieci głodują, ma to w sobie dużo prawdy. Zwłaszcza teraz. Jest pora deszczowa, ale deszcze nie są zbyt obfite (ponoć mówi się nawet o szuszach). W związku z czym plony też pozostawiają dużo do życzenia. Czytałam ostatnio w gazecie, że w Ugandzie w niektórych wioskach dzieci przestały chodzić do szkoły, bo ukrywają się w buszach w poszukiwaniu owoców leśnych.

Najsmutniejsze jest jednak to, że np. ONZ przkazał rządowi sudańskiemu kilkadziesiąt milionów dolarów na dożywianie ludności. Ludność dożywiania jeszcze na oczy nie widziała, a rząd ostatnimi czasy nie ma pieniędzy, bo wszystko już się rozpłynęło...

Jechałam przedwczoraj przez Jubę. Mijał nas szalony motocyklista. Bardzo się spieszył, jak z resztą zdecydowana większość motocyklistów w Jubie. Jechał tak szybko, że z jego torby zamontowanej na siedzeniu zaczęły wylatywać surowe ryby. Na każdym wyboju (których jest tu sporo) kilka takich lądowało na piaszczystej (błotnistej) drodze. Kierowca nawet tego nie zauważył (pewnie śpieszył się, aby dowieść na miejsce ryby pierwszej świeżości;P).

Nie minęła minuta, a wszsytkie pogubione w piachu i błocie ryby zniknęły. Nie tylko ja je zauważyłam. Widziało to też mnóstwo ludzi, którzy zaczęli zbierać ryby (kto pierwszy ten lepszy), jak tylko motocyklista zniknął na zakręcie. Tego wieczora mieli wreszcie dobrą kolację...

czwartek, 16 lipca 2009

Wojna na horyzoncie

Kolacja. Spokojnie sobie jemy komentując wypadki dnia minionego. Nagle coś zaczyna się błyskać. Widzimy za płotem jak rozświetla się niebo. Burza idzie...

Jednak kilka godzin później te same błyski stały się bardziej intensywne i przesunęły się po horyzoncie na naszą stronę Nilu. Zza olbrzymich mangowców niebardzo można było dostrzec co tam się tak naprawdę dzieje. Na burzę to nie wyglądało, bo co kilka sekund niebo robiło się na horyzoncie jasne. Jakby regularne wybuchy. Nie miało to końca.

Można było stać i gapić się i wymyślać co to może być. Optymiści twierdzili, że to może jednak jakaś nietypowa burza. Ja stałam, patrzyłam, ale nie widziałam, bo w głowie układałam plan co należy zabrać w razie nagłej ewakuacji. No i czy coś takiego jak 'nagła ewakuacja' w ogóle może mieć miesce. Czy może lepiej zacząć ćwiczyć komendę 'padnij', żeby kule przelatywały nad głową, a nie przez głowę.

Najciekawsze, że było widać błyski, ale niczego nie słyszeliśmy. Przypomniały mi się zdjęcia z wojny w zatoce, które oglądałam w jakiejś koreańskiej książce: podobna łuna na niebie i podobno dźwięków niewiele. Może biją się gdzieś na granicy?

Rano w gazecie napisali, że Sudan kupił od Chińczyków jakąś nową wyrzutnię rakietową.... bosko... Może to ją wypróbowywali? No ale 'Sudan' w gazetach oznacza zazwczaj rząd w Chartumie, a nie Sudan Południowy.

Kolejnego wieczora błyski przeniosły się o 90 stopni na horyzoncie. A może po prostu rozminowują pola? Ale jak rozminowują? Puszczają stado krów? grupę dzieci? nieposłusznych więźniów?

Mam nadzieję, że te błyski nie dotrą do Gumbo.

piątek, 3 lipca 2009

Król przebrany za żebraka

W tym surowym świecie jakim jest Sudan, wbrew pozorom, jest miejsce na bajkowe scenariusze. Niczym z bajki o królu przebranym za żebraka, który odkrywa prawdę o swoim królestwie.

Jak już wspominałam wcześniej minister spraw wewnętrznych zabrał się za porządkowanie ulic. Ale ponieważ facet jest kumaty chciał sprawdzić, jak to wszystko tak naprawdę wygląda. Ubrał się więc w normalne ubrania, założył czapkę i poszedł zarejestrować swój samochód.

Rejestracja samochodu powinna kosztować 500 funtów, tak według przepisów (hehe, słowo przepisy w tym środowisku brzmi trochę jak oksymoron:P). Okazało się, że panu ministrowi zaproponowano przyspieszony czas rejestracji za niewielką dopłatą 1000 SDG, czyli w sumie 1500 SDG (co jest około 2000 zł). Dając przy tym delikatnie do zrozumienia, że różnica między kwotą cennikową a rzeczywistą idzie do kieszeni urzędników rejestrujących samochody.

W końcu nagonka na wszystkich niezarejestrowanych, jaka trwa w Jubie od tygodnia, jest bardzo dochodotwórczą okazją dla wspomnianych wyżej urzędników: ludziom się spieszy, bo bez papierów żołnierze konfiskują samochody, więc korzystając z takiej desperacji można wspierać nietylko finanse państwa, ale także swój własny budżet.

Próby polepszenia sytuacji materialnej nieszczęśników, którzy rejestrowali samochód przebranego ministra skończył się zwolnieniem 10 ludzi (dobrze, że tylko ich zwolniono, a nie np. rozstrzelano - znak zmian na lepsze?). Co prawda to tylko kropla w morzu, ale dobre i to, jak na początek.

Zapewne od dziś we wszystkich urzędach, oprócz zdjęcia Prezydenta i Przodownika Ludu Garanga, zaczną być wieszane portrety naszego ministra spraw wewnętrzych;))) Może uda się go zidentyfikować zanim zostanie zwolniony kolejny pechowy Sudańczyk... Jakoś trzeba sobie radzić! ;)

środa, 1 lipca 2009

Łapanka

W Jubie po zmianach na stołkach rządowych zabrano się za porządki.

Porządki dlatego, że poprzedni minister telekomunikacji został tym razem mianowany ministrem spraw wewnętrznych. Ponieważ facet ma milion pięknych wizji zaczął od porządkowania ulic.

Btw. jednym z pomysłów tutejszych rządzących jest też przymusowe rozbrojenie wszystkich, co zbiera niezly plon trupów (bo siłą to siłą przecież, no i kto chciałby oddać insygnia władzy i bezpieczeństwa jakim są tu kałachy?).

Oprócz tego, że konfiskowano motory bez tablic rejestracyjnych i matatu bez licencji to zrobiono także łapankę na białych. Na każdych rogatkach miasta stoją policjancji i żołnierze wypartujący nieprawidłowości w ruchu drogowym. I tak nas dzisiaj zatrzymano właśnie.

Najpierw kazano kierowcy wyjść z auta. Mądry kierowca zostawił włączony silnik i otwartą szybę i poszedł za żołnierzem. W tym czasie też mądry, ale inny żołnierz, wyciągnął nam ze stacyjki klucze, zabrał je i kazał wyjść reszcie pasażerów. Więc staliśmy we czwórkę niebardzo wiedząc o co chodzi (czy trzeba dać łapówe, czy uciekać narażając się na ostrzegawczy strzał w tył głowy?).

Wreszcie poinformowano nas w czym problem. 'Dlaczego jeździcie samochodem rządowym?' zapytał żołnierz w okularach przeciwsłonecznych (gdyby Rambo był czarny i trochę niższy to możnaby ów żołnierza podciągnąć pod słynnego zabijakę...). W tym czasie policjant studiował dokładnie nasze paszpoty, ID i wizy. A my tłumaczymy, że my przecież dla ministerstwa pracujemy...

No i dupa. Panowie za bardzo do serca chyba wzięli sobie robienie porządków, bo nie dość że nas opóźnili w mega ważnej i tajnej akcji;) to jeszcze w tym czasie mogli zakonfiskować kilka nielegalnych boda boda, które potem mieli szanse opchnąć gdzieś znowu. A tu białasy legalnie jeżdżą rządowym samochodem. No jak to? ;P

'Możecie jechać' usłyszeliśmy na dowidzenia i zapakowaliśmy się do auta. Uff.
Locations of visitors to this page