Kolejny szok kulturowy...
Wchodze do klubu, w ktorym Amerykanie maja zwyczaj sie bawic. Popularny klub na Division Ave, ulicy pelnej klubow.
I udarza mnie, od samego wejscia jeden wielki syf i burdel. Stalam i sie gapilam, serio, jak na zjawisko przyrodnicze:
-wszedzie walaja sie miliony chusteczek papierowych
-kazdy jest pijany na maxa
-grube Amerykanki tancza na barze a kelner krzyczy tylko zeby nie tanczyly na boso
-co chwila sa konkursy w stylu Franka de Tanka (dla niewtajemniczonych: wlewanie sobie piwa do przelyku przez gruba rure:P)
-godzinna kolejka do lazienki!!!
-generalnie bydlo po godzinach:]
W pamiec zapadla mi dziewczyna (gruba Amerykanka) w atlasowej rozowej koszulce, podkreslajacej jej ksztalty, ktora wieszala sie na kazdym kolesiu ktory znalazl sie w zasiegu jej pulchnej dloni:P Absolutnie nic nie mam do grubosci:P pewnie sama sie nie zmieszcze w drzwiach samolotu jak bede wracala:P
A najgorsze bylo to, ze o 3;45 wszystkich wygonili, bo to najwyzszy czas na zamkniecie klubu, ehhh:(
Ale dobrze sie bawilam, tylko ze bardzo krotko. Znak, ze sie przyzwyczajam, albo lubie smakowac innych kultur:P
wtorek, 26 czerwca 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz