Ola in Big City

You only live once, but if you do it right, once is enough.

środa, 17 października 2007

Zbliżają się wybory...

...zgłoszenia na listę wyborców do ambasady polskiej w Seoulu już dawno wysłane, ale jakoś nikt nie pokwapił się, aby chociaż potwierdzić przyjęcie zgłoszenia. Termin mijał 5 dni przed wyborami. Postanowiłyśmy więc zadzwonić i dowiedzieć się czy na 100% możemy zagłosować 21 października. No to dzwonimy.

Próba 1: Nr telefonu podany w ambasadzie jest prywatnym numerem któregoś z pracowników, który był bardzo zaskoczony, ale uprzejmy i powiedział żeby zadzwonić za 1,5h na nr ze strony ambasady ("obecnie nie ma panik konsul").
Próba 2 (już do ambasady:P): Najpierw trzeba przebić się przez milion ogłoszeń w 3 językach: jeśli chcesz połączyć się z ... wciśnij 5:) Pani w biurze konsularnym wzięła ode mnie nazwiska, kazała czekać, po czym powiedziala zeby zadzwonić za godzine, bo nie ma pani konsul...
Próba 3: Nikt nie odbiera.
Próba 4: "Aaaa to pani! Proszę poczekać"...."Tak, Tak, pani i pani K. są na liście, ale pani W. nie ma" "Jak to nie ma, przecież wysłała zgłoszenie" "Ale go nie dostaliśmy". Przerażenie maluje sie na twarzy Iwony, największej działaczki i głównego namawiacza, jeśli chodzi o wzięcie udziału w wyborach. "To ma jeszcze raz przesłać? Nie jest jeszcze za późno?" "Nie, nie, to może pani W. poda nam dane przez telefon"...

Teraz prosze wczystkich Drogich Czytelników o wczucie się w sytuację. Za 5 dni wybory, które mogą zmienić wszystko w naszym Kochanym Kraju, albo nie zmienić nic - wszystko zależy od wyborców i frekwencji. Iwona, która wierzy, że jej głos jeśli nie uratuje kraju to przynajmniej pomoże mu, stoi nad przepaścią wyborczej obojętności... Chwyta więc telefon i biegnie na dół do pokoju po paszport (siedziałyśmy wtedy jak zwykle na dachu, na V pętrze, a pokój jest na I). Słyszę stukot jej klapków na schodach, echo niepokojąco roznosi się po korytarzach. Sygnał, że winda przyjechała... I cisza, niepokojąca cisza, która trwała zaledwie 3 minuty, ale wydawało się, że to była wieczność.

Znów słychać piszczenie windy i w drzwiach ukazuje się Iwona... z telefonem w ręku... Od razu czuję, że coś nie gra: "Ola, rozłączyło się, akurat jak dobiegłam do pokoju i nie mogę się połączyć". Poinstruowałam ją, jak przebić się przez sekretarkę automatyczną i pobiegłam po ładowarkę do telefonu, w razie jakby znowu się rozłączyło. I znowu to samo: bieg po schodach, łapanie windy, szał szukania ładowarki i spowrotem na dach.

Ale tym razem to już było inaczej. Przywitała mnie uśmiechnięta twarz koleżanki: "Już wszystko załatwione, wszystko w porządku". Uffff, będziemy głosować:)

I tym sposobem Dzielna Iwona o mały włos a zasiliłaby grono milczących i obojętnych... Naszczęście nauczyłyśmy się w Korei, że najważniejsza to jest praca grupowa:)))))

4 komentarze:

iwonka pisze...

Olu!
Dziekuje za pomoc. I pomyslec, ze tak wszystkich namawiam, a sama bym nie zaglosowala... paranoja. No ale wszystko sie dobrze skonczylo. Teraz pozostaje nam sie modlic,, zeby jak najwiecej osob wzielo odpowiedzialnosc w swoje rece.

PS A propos wczorajszego wieczoru. Nauka: Jak pretensje i zal zamienic w sympatyczne wspolczucie? Zobaczyc te druga osobe w zenujacej sytuacji... :P
Zajebisty wieczorek :)

Ola Floo pisze...

hehe, żenada:)
Ale teraz masz asa w rękawie - jak podskoczy to szpila między żebra.
I powiedz mi po co się mścić? Wszystko co ma przyjść, przychodzi samo:) Trzeba tylko pójść do toalety męskiej i posłuchać:)

Tomek pisze...

Mnie tez zgubili i szukali z poltorej godziny... oto nasz malutki kawalek Polski :)

Ola Floo pisze...

No cush, ważne, że sie odnalazłeś w końcu:)

Locations of visitors to this page