Ola in Big City

You only live once, but if you do it right, once is enough.

poniedziałek, 7 stycznia 2008

Pekin

Miasto czerwieni i złota, sprawiające wrażenie jednego wielkiego placu budowy. Normalnym jest tu spotkać o 23:00 robotników pracujących nad nowym budynkiem, wiercących i spawających. Obraz dopełnia powietrze pełne pyłu, do tego stopnia, że słońce próbujące się przebić przez smog sprawia wrażenie całodniowej mgły.




Drugie uderzenie następuje na placu Tiananmen. Przestrzeń wypełniona ludźmi. Utonąć w morzu ludzi.





Nie jest dziwnym, że małe dziecko sika do kosza na śmieci na samym środku placu, w czym pomaga mu troskliwie jego matka. Nie dziwnym jest, że przed wejściem na plac Chińczycy są wyrywkowo przeszukiwani, zwłaszcza jeśli mają ze sobą nieprzezroczyste torby. Nie dziwnym jest także, że przez połowę placu ustawia się kolejka aby obejrzeć zwłoki Mao Zedonga, a następnie kupić pamiątkowe zdjęcie wielkiego wodza, łańcuszek, ołtarzyk, koraliki czy też kasetę VHS z jego przemowami.
Nie dziwnym wydaje się też, że będąc białym i przechadzając się po placu zostanie się szarpniętym milion razy przez drobnego handlarza wyciągającego zza kurtki zdjęcie placu, podrobione breloczki na okoliczność olimpiady czy też czapkę z czerwoną gwiazdą.

Pierwsze słowa, jakich musieliśmy się nauczyć w Pekinie było: 'bujo' - nie chcę, oraz 'busze' - nie mogę;) Dwa najprzydatniejsze zdania na dzikim wschodzie, gdzie króluje, wbrew pozorom i teorii, dziki kapitalizm.

Sprzeczności i groteskowe obrazki na każdym rogu. Przepych i bieda obok siebie. W McDonald's po poproszeniu o keczup dosteję dżem truskawkowy. 10 osób wykonujących zajęcię, które spokojnie mogłby wykonać 1 pracownik (i tak też się dzieje w normalnych ustrojach:P). Dopychacz w metrze dopchnął Wełnę, w momencie kiedy wydawało się, że już nic ani nikt nie zmieści się w wagoniku. Kasjerki w metrze - panie rwące papierowe bilety na pół, a kilka metrzów przed nimi stoją świeżutkie, jeszcze nie rozpakowane bramki do metra, które cierpliwie czekają na olimpiadę;)

/kosz na śmieci: Pekin oficjalnie segreguje śmiecie, ale jeśli wszystkie lądują w tym samym miejscu to można też je segregować razem; napis na koszu: recyclable, others/




Najbardziej prawdopodobna śmierć w Pekinie (o ile nie udusi się brudnym powietrzem) to śmierć pod kołami roweru. One są wszędzie i na nikogo nie zważają. Na chodnikach, na ulicach, nie ważne czy jest czerwone czy zielone światło.


Miasto robi wrażenie i dobre i złe, ale z pewnością zostaje w pamięci i możnaby się nad nim rozwodzić godzinami.
Tak jak Chińczyk, który nas zaczepił na ulicy. Spędził kilka lat w Stanach, całkiem niezły angielski, pracował w ministerstwie finansów i nienawidzi Chińczyków, przez 45 minut opowiadał o tym narodzie trzem głodnym i zmarźniętym Polakom, w centrum Pekinu, na zadymionej ulicy.

2 komentarze:

dlatychcozagranico pisze...

a ten znak, ze wszystkiego nie wolno to skad?

Ola Floo pisze...

z jedengo z parków, z pałacami:)

Locations of visitors to this page