No to pierszy egzamin Ola ma za sobą:) Spięła poślady, przemogła się, wytłumaczyła sobie, że jest w Korei żeby się czegoś też nauczyć, powiesiła nad łóżkiem kartkę przypominającą, że w końcu czasem trzeba się zniżyć do poziomu przeciętnego, zejść z obłoków na padół ziemski, do ludzi i książek i zabrać sie do nauki...
Bolało... Oj bolało. Człowiek wychodzi z wprawy po tak długich wakacjach i po używaniu szarych komórek jedynie do wymyślania sobie kolejnych rozrywek, wycieczek i liczenia kasy, która została. Z tym ostatnim było najłatwiej, bo w porównaniu do ilości miejsc do zobaczenia i możliwości zabawy, wony liczy się najszybciej, bo jest ich najmniej:) (won-waluta koreańska powszechnie używana w tym pięknym kraju, w którym obecnie się znajduję).
Mimo, że bolało, to jak już wspomniałam, byłam twarda. Odmówiłam sobie wiele przyjemności, aby przyswoić wiedzę z zakresu mediów. Temat niby ciekawy, ale przypominam, że komórki odpowiedzialne za przyswajanie zrobiły sobie wolne:)
No, ale dla świętego spokoju i kontynuowania życia poza normalnością, napisałam piękny esej (o Polsce oczywiście, żeby profesor też się czegoś nauczył:P), powiedziałam 4 reaction speeche (czyt. spicze:P mój polski podupada:P) i napisałam egzamin. Chociaż moja duma i radość jest subiektywna, bo wyników nie ma jeszcze, to zróbmy w tym miejscu, dla wspólnego dobra, założenie, że wszystko jest do przodu:) Tym samym ja też ide do przodu, a nawet jadę - w sobotę pociągiem do Chioksan National Park, aby zapatrzeć się w góry i pozdzierać troche podeszwy butów:) No i wracam to codzienności życia ponad życiem:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
grejt suksesssss! veri najs, veri.
Bardzo się cieszę że czasami bywasz na naszym poziomie :P
hehe, czasami nie bywam:)
Nie sadze zebys nalezala do poziomu zwykłych przeciętniaków Aga...:)
Prześlij komentarz