Jak już wcześniej wspominałam świat jest mały, o czym ponownie przekonały się bohaterki tegoż właśnie skromnego Bloga.
Udając się na coniedzielne rozmowy o życiu w buddyjskiej świątyni nawet nie spodziewały się, że przyjdzie im dzisiaj usłyszeć język polski z ust innych niż swoich własnych:) A jednak...
W trakcie medytacji podszedł do nas mnich Dyrektor i wyszeptał, że w świątyni są Polacy. Czując przypływ patriotyzmu i falę polskości zaczęłyśmy się rozglądać po twarzach - kto tu może być Polakiem... Pomyliłyśmy Czechów z Polakami, ale to tak blisko, że prawie to samo;P
Po dharma talk poznałyśmy wielką trójcę mnichów i mniszek Polaków. Jakże zrobiło się miło! Jak fajnie, przyjemnie, rodzinnie:) Gadka szmatka, stoimy i rozmawiamy o polskim chlebie, wódce i kiełbasie... Tęsknota za krajem zbliża tak bardzo, że zostałyśmy uraczone opowieścią o gotowaniu barszczu czerwonego po cichaczu gdzieś w górach i przygotowywaniu likieru bananowego, a także o wyższości polskiego jabola nad koreańskim soju (które nota bene nie jest z ryżu, jak nam się wydawało, tylko ze słodkich ziemniaków - fuj:P).
Doszłyśmy do wniosku, że nie ma to jak polski wyluzowany facet! Nawet jeśli jest mnichem to przynajmniej można normalnie pogadać o bzdurach, które jednak stanowią jakąść część nas, czyli o kraju, hehe:) No i zaproszenie do Californi i nic tylko lecieć przed siebie, do mnichów Polaków w Stanach - to byłby niezły ubaw!
niedziela, 2 grudnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
A czy mniszki mialy wlosy?
Nie miały, przynajmniej głowy miały ogolone. Ale rysy twarzy bardzo kobiece i głosy kobiece więc wiadomo było, że to mniszki:)
Prześlij komentarz