Brutalnie zostałyśmy zbudzone. Złość jest delikatnym rzeczownikiwm opisujący nasz stan po porannym telefonie. Eh. Ciężka ciężkość w tej Jubie.
O 7:30 rano rozpoczęła się delegacja panów, którym należało zapłacić za pracę przy budowie szkoły. Kto płaci? Wiadomo.. Ola:/
No to przygotowana lista do podpisów, kasa, wszystko czeka. Jeden po drugim. Mało który rozumie po angielsku, ale obok siedzi Osiro, ktory tłumaczy w ichniejszym języku.
Wchodzi kolejny koles, wszyscy grzecznie. No bo to biuro, i fotele, komputery, Bożesz ty mój. Nic nie mówią mimo, że wszystko im nie pasuje. Ale poskarżą sie dopiero za tydzień, jak już będzie po ptakach.
Wchodzi kolejny petent. Pomocnik. Nic nie mówi po angielsku. Coś pokazuje na migi do Osiro. Przychodzi do płacenia i podpisu. Okazuje się, że migi oznaczały że nie umie pisać. No ale podpisać sie chyba umiesz? No okazuje się, że niebardzo...
Postawił ptaszka i wziął kase. A ja zrobilam adnotację, że ptaszek oznacza, że pan nie potrafi pisać i nie wie jak na papierze wygląda jego imię. Smutne. Ale mimo wszystko spotykam się z tym pierwszy raz w Jubie od 4,5 miesiąca... Dziwnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz