Sylwester w Korei to nie jest zabawa pełna fajerwerków, balonów i konfetti. Ostatni dzień grudnia robi bardziej za święto zmarłych, kiedy to na stole stawia się zdjęcia przodków i kłania się im, przygotowuje się specjalne świąteczne jedzenie i dzień spędza się z rodziną. Ale już wiemy, że możemy wprowadzać polskie zwyczaje w koreańską kulturę, tak więc celebrowaliśmy sylwestra w polsko-koreński sposób. Specjalnie dla obcokrajowców przygotowany został koncert w downtown. Jednak ma się to nijak do naszych polskich szaleństw sylwestrowych. Po północy wszyscy rozeszli się do domów. My jednak nie skończyliśmy zabawy;))))
Ponieważ mamy mnóstwo przygód w tej malutkiej Korei to i tym razem nie obeszło się bez nich:) Tak więc zupełnie niespodziewanie natknęliśmy się na Polaków, w dodatku Polaków z mafii krakowsko-pruszkowskiej albo jakiejś tam, w każdym razie kręcącej brudne interesy z Koreańczykami. Biedni panowe myśleli, że Korea to tylko to, co widzą w downtown, i byli bardzo zawiedzeni jedzeniem, ludźmi i widokami. Ponieważ przez kilka miesięcy trochę żeśmy się dowiedziały o tym kraju to pierwsze godziny nowego roku spędziłyśmy instuując mafię gdzie się bawić w Seoulu, co jeść i co zwiedzać, pisząc po mapie tegoż miasta i zapisując po koreańsku nazwy potraw, żeby panowie nie mieli problemu z ich odnalezieniem w menu;))) Dobry uczynek w nowym roku - niespodziewanie i niedoczekanie;))) Ale co tam, raz żeśmy się szarpnęły - norma wyrobiona;)
Spotkaliśmy też dzielnych panów policjantów patrolujących ulice i jak to zwykle bywa z policjantami, zorganizowaliśmy sobie sesję zdjęciową. Teraz już przynajmniej wiemy dlaczego policjanci noszą odblaski na swoich mundurach - ażeby ukryć ich tożsamość na zdjęciach:))))
PróbowaliśĶy pare razy, z lampą i bez, no i efekt widoczny powyżej - piękne sylwestrowe koreańskie odblaski stróżów porządku;))))
Nie wiem tylko co może oznaczać fakt, że o 12 w południe wywalili nas z hotelu mówiąc, że pokoje są tylko na noc, a nie na dzień i nie pozwalając nam zostać na kolejną dobę. Mówi się, że jaki pierwszy dzień w roku taka i reszta.... Pewnie dlatego Iwonka zmieszała z błotem Koreańczyków z motelu, pewnie dlatego zjedliśmy śniadanie w Burger Kingu i lody w Maku;) I pewnie dlatego przez kolejną godzinę szukaliśmy noclegu;))) Na szczęście wszystko już gra, hotel mamy wypas, wreszcie jakiś Koreańczyk okazał się życzliwy:) To ostatnie jest najlepszym znakiem na kolejny rok kolorowego i pasjonującego życia Oli Floo;)))))
wtorek, 1 stycznia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
czyli koniec koncow sprawdzilo sie powiedzenie: "nie ma tego zlego co..."
i dobrze.
Pozdrawiam i szczesliwego nowego roku zycze!
Dokładnie tak! Zawsze tak wychodzi i to jest piękne:) Oby następny rok też sprowadzał mnie zawsze na 4 łapy;)
Pozdrawiam
Prześlij komentarz