Okazuje sie ze mozna zrobic sobie wakacje, nawet jesli wydawalo sie ze wakacje spedza sie w Seoulu. Wakacje od wakacji... Nie..raczej wyzszy wakacyjny poziom, zwazywszy, ze na KAISCie zaczela sie juz nauka.
Ale jaka to radosc, ze nie wraca sie z wakacji do Polski tylko do Seoulu! Zmniejsza to poczucie końca:]
Najwazniejsze: Bliskie spotkanie trzeciego stopnia z naturą i znalezienie poszukiwanej odpowiedzi.
Do rzeczy:
Dzien 1. Ekscytacja.
Palmy, wow, palmy na lotnisku! Ale dlaczego oni tak wszyscy sie na nas gapią? Przeciez Jeju-do to najbardziej turystyczne miejsce w Korei (moze poza Seoulem), powinni sie juz przyzwyczaic...
Jaki mamy plan? Objechac wyspe dookola w 3 dni i zobaczyc wszstko to, co warto zobaczyc. Wiec stratujemy... 3 laski i mnich pakuja sie do bialej Kii i w droge!
Morze, piekne wybrzeza, fale, jej, tu nie ma zadnych ludzi....
Ledwo wrzucilismy walizki to pokoju... w stroje i do wody, do morza (ustalilysmy ze to zlewisko pacyfiku:P)... cudnie.
Jeszcze tylko troche ponurkowac, poogladac zycie tetniace na skalach... No i czas na lokalna kuchnie. A wszystko takie inne niz w Seoulu, takie koreańskie... nawet soju smakuje lepiej:] Po jedzeniu? To bach do wody! Ciemno tak, ze widac tylko swiatla kutrow wracajacych z polowu i slychac szum fal obijajacych sie o skaly...
Dzien 2. Woda woda woda.
Ciezko bylo sie obudzic, ale co to dla nas - turystek z Polski, hihi. Jestesmy tu jak na swieczniku, glowny punkt zainteresowania, dzieci robia sobie z nami zdjecia, dorosli bezczelnie sie patrza - nie mozemy sie poddac, nawet po krotkiej nocy spedzonej na podlodze. Jaskina, ktora byla w planie jest w remoncie, ale dzieki temu moglismy obejrzec jej pol za darmo:] No i glowny cel wycieczki: przejazdzka lodzia podwodna. Rewelacja.
Pod woda dzieje sie wiecej niz na gorze. Gdyby jeszcze pan wodzirej nie krzyczal bez przerwy do mikrofonu w jakze nam nieznanym jezyku koreanskim to w ogole bylby git:] Ale wystarczy zatkac uszy i tylko otwierac szeroko oczy i zachlystywac sie widokiem.
Jesli chodzi o zachlystywanie sie to nad woda tez nam to wychodzilo... zwlaszcza w malej wiosce rybackiej, w ktorej znalezlismy spanko:] Pusto, wszedzie pusto, a wszytko tak niesamowite. Zycie wyglada tu tak, jak wydawaloby sie, ze nie ma prawa tak wygladac - nie dzieje sie nic, uplywa na sadzeniu ryzu, zbieraniu ryzu, wyplywaniu na ryby i wracaniu z polowu i piciu soju. Kazdy pogodzony jest ze soba samym, zewszad emanuje spokoj.... Kolejna noc nad woda, znowu cudnie:]
Dzien 3. Regularna turystyka.
Muzea zaliczone (i tak najbardziej przypadlo nam muzeum seksu i zdrowia zwiedzone dnia 2:P), zdjecia porobione:] Powrot wybrzezem i wiatr niosacy drobinki soli. Twarza w twarz z zywiolem nie znaczysz nic.
I tylko nie chce sie stad wyjezdzac i wracac do regularnego zycia... Mimo ze przez najblizsze kilka miesiecy nie stanie sie ono jeszcze tak bardzo regularne:] Naszczescie!
czwartek, 13 września 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Nie ujelabym tego lepiej :)
wspaniale :))) bylismy nad tym samym oceanem. zawsze to troche blizej do Was. powodzenia
;] od razu lepiej;]
gdzie sa fotki bo nie moge sie doczekac :))) wczoraj wygralem nawet z siwym w kregle. Daniel walczyl dzielnie, ale nie mialby szans z Toba:)))
wyspa rozmiarami zachwyca:)))))
fajne fotki.
Dzieki, staralam sie:]
Wiecej jest na Picasie, a jeszcze wiecej u mnie na kompie:]
Prześlij komentarz