Koreanczycy świetują swój Choo-seok (takie koreańskie świeto dziekczynienia) a my dzielnie w góry! Oczywiscie na początku obiecujemy sobie ze to tylko spacerek, tylko godzinka i wracamy, zwlaszcza ze niebo wygladalo deszczowo a my w adidaskach na skały. Widok imponujący:
Ale z góry wyglądalo to jeszcze lepiej:
A my dzielnie zasuwamy do góry! Wyłania się szczyt i dostajesz takiego pałera, że zasuwasz do przodu, do góry!
Troche pokropilo, troche powialo. Powiało to nawet bardzo. Siedzisz na szczycie i tak daje ci w twarz wiatrem, ze w koncu stajesz sie jego czescia. I chcialoby sie poleciec i omiatac tych wszystkich, ktorzy dla szalonej przyjemnosci wchodza po litych skałach po to zeby doznac na szczycie szalonej radości:
No i my teź dotarłysmy! A co! Najwyzszy szczyt Seoulu zaliczony. Coprawda schodzac nie odbylo sie bez niewielkich kontuzji, ale wszyscy zyja i wszyscy siedza zmeczeni w akademiku (tzn. wszystkie) i mimo ze jest sobota wieczor, zadna sie nigdzie juz dzis nie ruszy:P Oczywiscie wszystkie zgodnie przyznajemy, ze to dlatego, ze jutro znowu ruszamy w droge i musimy byc wypoczete, a poza tym przeciez pranie trzeba zrobic itd itp. Prawda jest taka, ze góry pokazaly nam dziś wielkiego jęzora:] O takiego:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
fajna ta wyprawa i widze ze walczylas bardzo dzielnie:)))
No pewnie ze fajna:] Ale to nie byla taka znowu walka, bardziej zabawa. Dopoki nie wyjdziesz z lasu to idziesz przed siebie, ale jak zobaczysz granie to pcha cie do przodu:] buziaki:*
Prześlij komentarz